sobota, 8 marca 2014

Rozdział 1

26.08.2015.r.
Tego wieczoru wyszłam na spacer troszkę wcześniej niż zwykle ok 20 .Nie wiem właściwie dlaczego. To była raczej natychmiastowa potrzeba odcięcia się od rzeczywistego świata. Szybko narzuciłam na siebie jakąś chustę i sandały. Chwilę później byłam już w drodze.
Szłam polną drogą otoczona drzewami skąpanymi w pomarańczowym blasku słońca. Ten wieczór był naprawdę piękny. Nareszcie mogłam się wyciszyć, w spokoju pomyśleć o moim życiu. Co będzie dalej? Czy uda mi się spełnić marzenia?Jak będzie wyglądała moja przyszłość? Tyle pytań,a tak trudno znaleźć odpowiedź na chociażby jedno z nich. Na szczęście w samotności można znaleźć ukojenie.
Byłam już spory kawałek od domu. Minęło już jakieś pół godziny a słońce nadal ostatnimi przebłyskami oświetlało okolicę. Przez ten czas zdołałam się trochę wyciszyć. Chciałam jeszcze posłuchać ostatnich „pieśni” ptaków, które żegnały nimi dzień,więc postanowiłam wrócić do domu dłuższą drogą biegnącą koło stacji kolejowej. Kilkanaście minut później dotarłam do wspomnianej stacji. Akurat  wjechał na nią pociąg, z którego zaczęli wysiadać pasażerowie. Zapewne wracający z pracy. Jak zwykle nie zwracałam. Na nich uwagi. Nie zaczynałam rozmów, chociaż większość tych ludzi dobrze znałam. Ograniczałam się do zwrotów grzecznościowych-”Dobry wieczór” i idę dalej. Rozumiałam,że po ciężkim dniu pracy mało komu chce się rozmawiać z jakąś włóczącą się wieczorem „małolatą”,gdy w domy czekają dzieci,mężowie, żony.  Uważnie przyglądałam się twarzom różnych osób. Rysowały się na nich różne emocje. Najczęściej jednak mieszanina zmęczenia codziennością z pośpiechem co tylko potwierdzało moje poprzednie przypuszczenia. Nagle poczułam, że coś jest nie tak, taka jakby intuicja.  W oddali ujrzałam chłopaka mniej więcej w moim wieku. Miał włosy w kolorze ciemny blond. Ubrany był w koszulę z krótkim rękawem i spodnie 3/4.W prawej ręce trzymał dużą torbę podróżną. Dzieliło nas już tylko kilka kroków, a ja ciągle się na niego gapiłam. Może dlatego postanowił się do mnie odezwać :
-Excuse me, do you know this place?
Wow!! Ma naprawdę ładną barwę głosu i śliczny akcent. Mówi płynnie w tym języku. Może Anglik ... ? Ale zaraz zaraz on o coś mnie pytał. Chwilkę zajęło mi wyrwanie się z natłoku myśli, ale gdy już to zrobiłam szybko odpowiedziałam w tym samym języku.
-Raczej tak,a czemu pytasz?
-Bo jestem tu dopiero pierwszy raz i nie wiem gdzie dokładnie mieszka moja babcia. Tak przy okazji jestem Matt Moonlight -odpowiedział podając mi dłoń. Zaskoczona tak szybkim rozwojem akcji bez zastanowienia odwzajemniłam gest i przedstawiłam się.
-Jenn Yearmony- po krótkiej chwili ciszy która zapadła między nami dodałam:
-A więc kogo szukasz?
Stanowczo wyrwany z zamyślenia Matt po chwili oznajmił:
-Sary April .
Na dźwięk tego nazwiska o mało nie wybuchnęłam śmiechem i nie nie,nie dlatego że jestem taka chamska i wyśmiewam się z czyichś nazwisk tylko dlatego że jego właścicielką jest moja kochana sąsiadka. Miła starsza pani ,która zawsze daje dobre rady i wypędzi cię nawet z największego doła psychicznego, ale ja postanowiłam  nie informować Matta o tym,że mieszkam dosłownie za płotem. W jednej chwili opanowałam się i tylko szeroko uśmiechnęłam.
-Więc to będzie gdzieś chyba ... w tamtą stronę- wskazałam ręką kierunku mojego domu.-Musisz iść prosto jeszcze jakieś 2 kilometry. Następnie skręcić w prawo. Później po prawej stronie zobaczysz kilka domów w głębi z dala od...- przerwałam gdy zobaczyłam zdezorientowaną minę blondyna.
-A może cię tam zaprowadzę? -dodałam.
-Mogłabyś ? Nie chciałbym ci przeszkadzać, bo w sumie zaczyna robić się już późno.
-Nie, spokojnie mam czas. Tak naprawdę miałam iść w tamtą stronę.
-Aha. To dobrze. Przynajmniej mam pewność, że z tobą się nie zgubię.
-Tak. Akurat to ci mogę zapewnić,bo mieszkam tu od urodzenia. To ... idziemy?-zapytałam lekko się uśmiechając.
-Jasne. A więc prowadź.-odpowiedział
Nastała chwila niezręcznej ciszy, którą oczywiście postanowiłam przerwać.
-Skąd przyjechałeś ?
-Z Londynu. Miasta deszczu i mgły.
-Naprawdę jest tam, aż tak źle ?- jednak ciekawość wzięła górę.
-Tak na serio to wcale nie. Moim zdaniem mówi się tak,bo w tym mieście mgła i deszcz są najpiękniejsze.
-Powiedz mi jak to jest możliwe,że jesteś tu pierwszy raz jak twoja babcia mieszka tu od lat.-zadałam dręczące mnie od początku pytanie.
-Tak to jest bardzo dobre pytanie. Zawsze w wakacje to babcia na jakiś czas przyjeżdżała do Londynu. W tamtym miesiącu zadzwoniła do mnie i powiedziała,że tym razem nie przyjedzie, bo robi się coraz starsza i nie czuje się na siłach na taką podróż. Oczywiście ja się nie zgodziłem.
-Więc czemu tu przyjechałeś ?-drążyłam dalej temat.
-Bo babcia wpadła na genialny pomysł. Postanowiła dzwonić do mnie co dzień dopóki się nie zgodzę. Trwało to jakiś tydzień, a ja nadal nie chciałem przyjechać,więc zaczęła dzwonić do mnie co godzinę,nawet w nocy. W końcu nie wytrzymałem no i jestem.-nie mogłam się już powstrzymać i zaczęłam się śmiać. Po chwili blondyn dołączył do mnie. Muszę przyznać chłopak ma naprawdę piękny głos,praktycznie hipnotyzujący,a  uśmiech? Prawie jak anioł...Szybko przerwałam rozmyślania i ciągnęłam dalej porzucony temat.
-Chyba masz rację. Twoja babcia miała naprawdę świetny pomysł. A czym się najbardziej interesujesz?-zadałam pierwsze nasuwające mi się pytanie.
-Muzyką. Szczególnie graniem na instrumentach.
-Serio?Na czym grasz?
-Na fortepianie,skrzypcach,harfie,gitarze i klarnecie.
-Wow!!
-A ty czym się interesujesz?- szybko odwrócił od siebie uwagę.
-Yymm....yyy miedzy innymi językami obcymi -odpowiedziałam.
-Więc w ilu językach mówisz.
-Teraz tylko po angielsku i niemiecku,ale to dopiero początek.-Więc jesteśmy na miejscu- powiedziałam gdy doszliśmy do pomalowanego na żółto domu pokrytego czerwoną dachówką. Wokół niego rosły wszelkiego rodzaju rośliny starannie wypielęgnowane przez panią Sarę. Od fiołków,tulipanów,astrów,róż wielkokwiatowych po krzewiaste magnolie i bzy.
Babcia Matta miała w swoim posiadaniu również otoczony ze wszystkich stron drzewami mały ogródek,w którym rosły różne lecznicze zioła : mięta,melisa,rumianek,nagietek,jemioła itp.
Oczywiście wiedziała o nim tylko pani Sara no i oczywiście ja. Jak byłam mała codziennie do niej przychodziłam. Była dla mnie jakby drugą matką. Gdy miałam 8 lat pokazała mi ogródek. Od tamtej pory pomagałam jej w opiece nad nim. Często powtarzała mi,że rośliny są jak ludzie- potrzebują opieki,ale gdy trzeba potrafią cię wysłuchać. Wtedy jeszcze niestety tego nie rozumiałam.
Pamiętam że zawsze co środę piekłyśmy cynamonowe ciasteczka. Oczywiście z cynamonem z jej ogrodu który jakimś cudem tam rósł. Dzięki niej nauczyłam się gotować, piec,opiekować się ogrodem i wiele innych rzeczy które powinna nauczyć mnie matka.
-To ja już muszę iść.-oznajmiłam przerywając dłużącą się między nami ciszę.
-Ok. Dziękuję,że mnie przyprowadziłaś. Spotkamy się jeszcze?-zapytał z nadzieją w głosie.
-Jasne,czemu nie- odpowiedziałam
-Może dasz mi swój numer telefonu to zadzwonię do ciebie później?
-Wiesz myślę,że to raczej nie będzie konieczne,bo wystarczy,że przejdziesz przez tamtą bramkę -wskazałam furtkę umieszczoną w płocie granicznym.
-Dopiero teraz mi mówisz,że mieszkasz dosłownie obok mojej babci?
-No tak,bo wcześniej o to nie pytałeś.
-Masz rację, ale w sumie to dobrze, że będziemy się często widywać. - powiedział z u śmiechem a w jego oczach dostrzegłam dziwny błysk.-W takim razie do zobaczenia jutro!-dorzucił machając na pożegnanie.
-Do zobaczenia!-odpowiedziałam odwzajemniając gest. Chwilę później skierowałam się w stronę mojego domu. Był on pomalowany na zielono,a jego dach pokryty był brązową dachówką.
Gdy tylko weszłam do mieszkania udałam się do swojego pokoju.
Kiedy znalazłam się w swoim królestwie od razu poszłam do łazienki i wzięłam długą orzeźwiającą kąpiel. Do wody dodałam sól lawendową,która działa relaksująco. Dokładnie umyłam całe ciało,a następnie nałożyłam na włosy odżywkę. Gdy już poczułam,że woda robi się zimna  spłukałam pianę ciepłą wodą.  Potem wytarłam się frotowym ręcznikiem i nałożyłam na siebie długą koszulę nocną. Gotowa oparłam się o zamknięte drzwi mojego pokoju. Cały czas myślałam o Matcie. Chciałam znów usłyszeć jego głos. Tak naprawdę to nie wiem dlaczego.Przecież znam go dopiero od paru godzin.
Czas leci a kraina snów nie nadchodzi!!! Po tym stwierdzeniu postanowiłam przejść się do kuchni. Na miejscu przyrządziłam sobie szklankę soku z aronii. Kiedy już kończyłam napój do domu weszła moja mama.
-Cześć mamo!!!-krzyknęłam do kobiety wchodzącej do kuchni.
-Cześć córeczko. Jak ci minął dzień?-zapytała mama
-Bardzo dobrze,a tobie?
-Całkiem nieźle. Mój klient został uniewinniony,a kancelaria rozwija się bardzo szybko.
-No to świetnie,a wiesz może kiedy wróci tata?
-Tak powinien być za jakąś godzinę.
-Aha to dobrze. Wiesz ja już chyba pójdę położyć się spać. Jest prawie 23,a ja jestem strasznie zmęczona. Ten sok naprawdę obniża ciśnienie.
-Dobrze kochanie. Ja jeszcze poczekam na tatę i zjem coś w między czasie.
-Ok. To dobranoc mamo!!
-Dobranoc!!-zawołała mama gdy wchodziłam już do pokoju.
Sen nadszedł od razu gdy zanurzyłam się w miękkiej pościeli.
   Szłam aleją po której oby stronach rosły klony. Ich liście zaczęły już opadać pokrywając drogę. Liście szeleściły mi pod stopami kiedy nagle oślepiło mnie białe światło i usłyszałam odbijający się echem kobiecy głos:
-Aby stworzyć harmonię musisz to zrobić- mówiła
-Jaką harmonię i co mam zrobić? Nic z tego nie rozumiem.
-Swoją wewnętrzną harmonię. Aby on zapanowała musisz odnaleźć siebie,musisz poznać prawdę!
-Jak mam to zrobić?-lecz tym razem nie otrzymałam odpowiedzi. Moje słowa jeszcze odbijały się echem w pustej przestrzeni gdy nagle znikły wszystkie drzewa,nie było nic. W oddali było słychać jakąś muzykę. Zaczęłam się bać. Miałam wrażenie że biel otacza mnie ze wszystkich stron. Nie wiedziałam jak mam się stąd wydostać,a muzyka,która nie wiem skąd się wydobywała napawała mnie jeszcze większym strachem. Na szczęście po chwili się obudziłam lecz w głowie jeszcze rozbrzmiewał ten dźwięk i tajemnicze słowa kobiety.
Musisz odnaleźć siebie,musisz poznać prawdę!!!

                                                                                

Witam! Niedługo dodam kolejny rozdział i mam nadzieję, że wzrośnie liczba wyświetleń. Wszystkich czytających proszę o komentarze,bo to naprawdę motywuje do dalszego pisania. Z góry dziękuję :)

 


 

sobota, 1 marca 2014

Wstęp

Tego dnia 25.08.2014 zmieniło sie moje życie,chociaż wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Na lepsze? Na gorsze? Tego się dowiecie.

Miałam wtedy 15 lat i mieszkałam w małej wsi Wilków wraz z moimi rodzicami Jefreyem i Clarą. Po egzaminach gimnazjalnych zgłosiłam się do kilku ciekawych szkół. 15 sierpnia dostałam trzy listy. Pierwszy było od dyrektora pobliskiego liceum,który zaakceptował moją "kandydaturę". Drugi przysłano z warszawskiej szkoły,do której też się dostałam,ale trzeci był z Anglii. W kopercie był bilet lotniczy i stypendium do liceum ogólnokształcącego w Londynie. Zdziwienie było wielkie bo nie zgłaszałam się tam.

Kilka dni później zadzwoniła z Londynu moja ciocia. Okazało się,że to ona załatwiła stypendium,bo dyrektor tej szkoły jest jej przyjacielem. Prosiła mnie żebym zgodziła się i przyjechała,a że mieszkała praktycznie na przeciwko liceum mogłabym z nią zamieszkać. Po kilku takich telefonach w końcu dałam się namówić. Chociaż byłam na nią strasznie zła za to,że nie omówiła ze mną tego wcześniej,no ale trudno raz się żyje. W sumie zawsze chciałam mieszkać w Anglii,a skoro nadarzyła się taka okazja...to czemu nie skorzystać ?

Bohaterowie

-Jennifer Yearmony- główna bohaterka

-Matthew Moonlight- główny bohater

-Clara Yearmony-Nightson- matka Jennifer

-Jefrey Nightson- ojciec Jennifer

-Sara April - babcia Matta

-Martha Yearmony- ciocia Jennifer

Zapraszam

Mam zamiar rozpocząć pisać bloga. Jest to moje pierwsze opowiadanie.Mam nadzieje,że ktoś to przeczyta ,a jak przeczyta to i skomentuje,ale nie liczę na wiele.Niedługo opublikuję wstęp i listę bohaterów,która wraz z rozdziałami będzie ulegać zmianom. Miłego czytania. :)